Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 23 września 2012

Kali .

czasem życie się sypie, po całości, po kolei. co dzień dochodzi kłopotów, żyjesz sam w beznadziei.
znowu racze się wódą, znowu bania do lusterka. kostucha już zerka, choć kurwo już czekam!
mam szacunek dla prawdziwych, mam pogardę dla fałszywych
zaciskam piąchy za te wszystkie wyrządzone krzywdy

nie próbuj mnie zrozumieć Ty bananowy frajerku, bo dla Ciebie problemem tłusta plama na sweterku.

jak masz mamę, tatę, hajs, weź to doceń.

błogosławię dzień, gdy zdałem sobie sprawę, że nie jestem tutaj tylko po to, żeby jarać trawę.

to jest ten moment, to jest ta chwila
gdy dobro jak dzień się kończy, a zło jak noc zaczyna.

tego co mi daje szczęście nie opiszą żadne słowa. nie możesz mi tego zabrać, a wcale się z tym nie chowam!

zrozumiałem, że nie warto uganiać się za tym, co jak dym ulotne jest.

po co mi Ci, co uśmiechają się fałszywie, za plecami jadą równo ale się gajają przy mnie?

na chwilę chowam emocji ile zdołam, by wybrać butelkę, do góry głowa!

głęboko wbite w to, co kochałem najbardziej. ta rana się nie goi, tylko boli jeszcze bardziej.

gdzie się podziały pary kochające siebie za nic?
teraz bezinteresownie ktoś Cię może tylko zranić.

równowaga to stan, gdy duch i ciało się jednoczy. często uciekam tam, po prostu zamykam oczy.

brak miłości, brak szczęścia, brak sensu. dla niego zaszło Słońce, świat zatrzymał się w miejscu.

i już nic nigdy nie było normalne, bo coś w nim umarło i odeszło już na stałe.

co to szczęście, powiedz mi gdzie go szukać
chyba byłem wszędzie, gdzie jeszcze mam zapukać?

mam grono kumpli, najlepszy to samotność.

tik tak, tik tak - zniknęło to, co kocham.

coś we mnie w środku zmieniło się na zawsze. jestem innym człowiekiem, inaczej na wszystko patrzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz